środa, 23 kwietnia 2014

14. And use my head alongside my heart


Ciemność. Strach. Ból. 
Otworzyła oczy, i rozejrzała się. W pomieszczeniu w którym się znajdowała, nie było białych ścian, białego łóżka i złotych ramek. Nie było tak jak zapamiętała. Z przerażeniem odbierającym jej głos, postanowiła podnieść się z pryczy na której leżała, jednak poczuła się zbyt słaba. Gdy spróbowała w końcu wstać, spostrzegła że jest przypięta długim łańcuchem za biodra do łóżka. Kontem oka dostrzegła zaczerwienione ranki na kolanach z których leciała ropa. Poczuła zbliżający się ostry odruch wymiotny, jednak stłumiła go przełykając ślinę. Nie pamiętała nic podejrzanego. Nic co mogłoby jej pomóc w ustaleniu gdzie się znajduje. Pomieszczenie było przesiąknięte wilgocią. Stare, obdrapane ściany nie pokrywała nawet farba, a z sufitu zwisała jedynie żarówka o małej mocy. Po chwili przyglądaniu się światłu, coś mignęło, przez co spostrzegła ze w rogu na ścianie obracała się co jakiś czas kamera monitoringowa. Przerażona spróbowała wydusić z siebie jakikolwiek dźwięk, lecz nie była w stanie. Po chwili drzwi otworzyły się. Zobaczyła w nich postać, w ciemnym kapturze. Gdy do niej podszedł, z całej swojej mocy próbowała przesunąć się na materacu jak najdalej od niego. 
-Spokojnie. - powiedział zdeformowany, lekko zachrypnięty głos - dziś nie zginiesz. - dodał przypinając jej dłonie siłą do kajdanek zawieszonych na łóżku. Nie uspokoił jej ani na chwilę, ponieważ chwilę później wyciągnął długi nóż i przejechał po jej brzuchu okrytym jedynie krótką koszulą nocną, która już po sekundzie była przesiąknięta krwią. Wydała z siebie przeraźliwy krzyk, jednak on, niczym nie wzruszony chwycił po lekko zaczerwienioną od żaru, metalową włócznię. Po chwili poczuła ostre pieczenie, tuż nad prawą piersią. 
-Dlaczego mi to robisz?! - wykrzyknęła, gdy znów odwrócił się do niej plecami.
-Żebyś poczuła to co ja. 

* * *

-Jak to jej nie ma? - wykrzyknął zdenerwowany Nikalus, wstając z krzesła tak gwałtownie że to się przewróciło. Jadł spokojnie śniadanie, mając zaraz zamiar obudzić blondynkę, gdy nagle cały jego świat upadł. Biedny ochroniarz, nawet nie zawał sobie sprawy jaką burzę wywołał, gdy powiedział że Caroline Forbes nie ma w swoim pokoju.
-Zniknęła. Marcel przeczesuje monitoring, ale jak dotąd nic nie znalazł. jakby rozpłynęła się w.... - nie zdążył dokończyć, bo do pomieszczenia wszedł szef ochrony.
-Zabrał ją - zaczął prosto z mostu czarnoskóry chłopak, a siedząca wciąż przy stole Rebbekah pisnęła, zakrywając dłonią usta. 
-Jak to zabrał ?! - młody Mikaelson uderzył dłonią w blat. - JAK NIBY DOSTAŁ SIĘ DO ŚRODKA DO CHOLERY JASNEJ?! PRZECIEŻ SAMA DO NIEGO NIE WYSZŁA!
-Niklaus, spokojnie - skarciła go matka, nawet na niego nie spoglądając. Wiedziała jak to jest stracić ukochaną osobę, i z całą pewnością złość nie pomagała w odzyskaniu jej - Jak to się stało?
-Wszedł do domu o 4 nad ranem, gdy akurat się zmienialiśmy. Jakby doskonale wiedział że właśnie o tej godzinie warta będzie o połowę ludzi zmniejszona. Wszedł przez balkon na korytarzu, i jak po sznurku znalazł się w pokoju Panny Caroline. Wstrzyknął jej coś w szyję, i po chwili ją zabrał. Nie mam pojęcia jak, bo w tym momencie skierował czymś na kamery, a te jakby się zresetowały. Kolejny obraz mamy dopiero po minucie. 
-Cholera jasna. Dzwoń do Forbesa. Musimy ją znaleźć. 

* * *

- Kim jesteś? - szepnęła, czując jak traci przytomność.
-O nie moja droga, nie zemdlejesz - powiedział podsuwając jej pod nos jakieś zielsko. Po chwili czuła się jakby wypiła kilka kaw na raz. 
-Czego ode mnie chcesz? - kontynuowała, jednak nie usłyszała odpowiedzi, a w zamian tego poczuła kolejne nacięcie na skórze, tym razem nóż dosięgnął jej policzka. 
-Nie jesteś tu, by zadawać pytania. - warknął, i mimo tego, że był tak blisko, nie widziała jego twarzy. Zdezorientowana spojrzała na jego szafkę na której leżały różnego typu noże, szczypce i pręty. Przerażona, poczuła łzy w oczach gdy zobaczyła na stole zdjęcie swojej matki w objęciach ojca. 
-Zabiłeś moją matkę? - zapytała, jakby nie zdając sobie sprawy z tego że zrobi jej coś jeszcze gorszego. 
-Mówiłem Ci. Nie odzywaj się. - powiedział wbijając jej pręt w ramie. Wrzasnęła niemiłosiernie. Poczuła że mdleje. Nie była w stanie wytrzymać takiego bólu. 

* * * 

-Jej kolczyki. Mają nadajnik, ale on nie odpowiada. - powiedział Forbes, wchodząc do domu Mikaelsonów.
-Benjaminie, tak mi przykro - matka Klausa od razu znalazła się przy starszym mężczyźnie. W starszym gronie, wszyscy wiedzieli ile znaczy dla niego córka. Wszyscy znajomi z dawnych lat, doskonale wiedzieli co działo się po zabójstwie Miriam. I nikt nigdy nie winił Forbesa za odejście ze "śmietanki towarzyskiej" Nowego Jorku.
-Musimy ją znaleźć - powiedział czując, jak w kącikach oczu zbierają mu się łzy. Nie mógł jej stracić. Nie mógł zostać SAM. 
-Znajdziemy ją i zabijemy sukinsyna - powiedział Nik, na co Elijah stojący za nim mu przytaknął. 
-Najważniejsze żeby żyła - szepnął siadając w fotelu, i zakrywając dłońmi oczy. Po chwili usłyszeli szybkie kroki, a w drzwiach pojawił się Marcel.
-Kolczyki, zostały aktywowane. Jedziemy tam z oddziałem specjalnym. - powiedział, na co Niklaus  od razu stanął przy nim.
-Jadę z wami.

* * *

Po piętnastu minutach drogi znaleźli się przy starym opuszczonym magazynie. 
-To stary magazyn Forbsa - powiedział zdziwiony mężczyzna siedzący koło Marcela. Jak to do cholery możliwe? - pomyślał Nik, wysiadając wraz z uzbrojoną dziesiątką ludzi. Każdy zaopatrzony w m16 jakby szli na uzbrojony konwój. Gdy wysadzili drzwi nisko dynamitowym ładunkiem weszli do środka robiąc wiele rabanu. Jednak gdy już wszyscy znaleźli się w środku nie zauważyli nic co mogło ich zaniepokoić. 
-Pierwsze piętro - powiedział któryś z nich, co wszyscy usłyszeli w słuchawkach w uszach. Powoli skierowali się na stare, spróchniałe schody, co jakiś czas zaglądając do różnych pomieszczeń. Gdy wreszcie znaleźli się na piętrze, zdezorientowany Nik przystanął. Na całej powierzchni nie było drzwi, okna były zamurowane, podczas gdy cała podłoga była...pusta. Ani śladu Caroline. Wszyscy stanęli, nie tracąc czujności. 
-Jesteśmy dosłownie w tym miejscu. Z dokładnością co do dziesięciu metrów. Nie możliwe żeby tu była.
-Szukać kolczyków. Może sukinsyn je gdzieś tu podrzucił - powiedział głośno Nik, schodząc po schodach.

* * *

-Wreszcie przyszli po Ciebie - usłyszała głos tuż przy swoim uchu. Już nie leżała na pryczy. Ból w ramionach  Czuła się jak w liceum, gdy miała swoje pierwsze przygody z herą. Wszystko docierało do niej z daleka, jakby zza ściany. - Ale nie waż się myśleć, że to koniec. Musisz wyzdrowieć do naszego kolejnego spotkania - powiedział, po czym zniknął. Poczuła jak traci rozum. 
On CHCIAŁ żeby ją znaleźli. 
CHCIAŁ wzbudzić w niej poczucie strachu. 
Miała patrzeć się przez ramię do ich kolejnego spotkania, bo on CHCIAŁ żeby się bała.
Żyje tylko i wyłącznie dlatego, że CHCIAŁ żeby żyła. 

* * *

-Tu są schody ! - wykrzyknął ktoś z jego prawej strony, a jego serce podeszło mu do gardła. Po raz kolejny poczuł nadzieję, i modlił się, żeby chociaż tym razem nie został zbyty z niczym. Pobiegł w stronę głosów, i już po chwili znajdowali się przy kolejnych, metalowych tym razem, drzwiach. Kilka minut trudności sprawiło że miał ochotę zwymiotować z niepokoju. Nawet wojna, nie sprawiła mu tylu emocji naraz. Martwe ciała dzieci, kobiet w ciąży, staruszków, były niczym, w porównaniu z obrazem który gościł w jego głowie, jej zimne ciało w jego ramionach. Wzdrygnął się na samą myśl. Gdy drzwi się otworzyły, wpadł do pomieszczenia pierwszy. Pierwsze co poczuł to ciepło, bijące od małego pokoju. Jednak gdy kurz który uniósł się w chwili otwarcia opadł, poczuł obezwładniający paraliż. Jego Caroline. Jego miłość, wisiała przyczepiona grubymi linami do sufitu. Wyglądała jakby ją ukrzyżował. Gdy już odzyskał siłę, ochrona ściągała ją z tego przeklętego wisielca. 
-Oddycha - wykrzyknął Marcel, a z Nika jakby zszedł cały stres. Żyje - pomyślał, od razu podchodząc do jej zwiotczałego z bólu ciała.
-Co się.. ? - zapytała mocno zachrypniętym głosem.
-Csii... - uspokoił ją, głaszcząc po głowie. Gdy poczuła jego dłoń, otworzyła przerażona oczy.
-Nik. 
-Csii - spróbował ponownie, czekając na to aż wreszcie przyjadą sanitariusze. 
-On po mnie wróci - powiedziała mdlejąc. Zdenerwowany wstał i kopnął pierwszą lepszą rzecz jaka była w pomieszczeniu. Rozejrzał się, i zobaczył stół. Stół na którym leżało zdjęcie Forebsów. A pod nim kartka. Z takim samym napisem jak każdy wcześniejszy list. "ZABAWĘ CZAS ZACZĄĆ."


_________________________________________________________________

Nie umiem pisać szybciej :)
Musicie mi wybaczyć.
Mam nadzieję że interesujące.