sobota, 15 lutego 2014

11. Hear me now, it's my time to talk.



-Cześć kochanie - powiedziała wchodząc do jego gabinetu. Zdjęła w przejściu buty i odetchnęła z ulgą.
-Jak w pracy? - zapytał podchodząc do niej i całując na przywitanie.
-Cholernie ciężko. Od rana miałam pełną sale. Ludzie wychodzili, bo nie mieli gdzie siąść żeby zjeść. Całe szczęście że kucharze się wyrabiali. Żałuje tylko że dziewczyny już pojechały - mruknęła z przekąsem, a on podniósł ją tak by mogła opleść swoimi nogami jego biodra. - Nik?
Jednak on nie odpowiedział, tylko posadził ją na biurku i zaczął rozpinać jej bluzkę ciągle całując. Nagle drzwi do gabinetu się otworzyły
-Oj, przepraszam - usłyszeli głos Marcela. Oderwali się od siebie. Zdenerwowany Niklaus szepnął coś pod nosem, po czym odwrócił się w stronę ochroniarza. Wystarczyło spojrzenie, a Mikaelson odwrócił się do ukochanej i powiedział że zaraz dokończą to, co zaczęli. Zaśmiała się głośno siadając na jego fotelu. Zaczęła się kręcić w kółko, aż nagle ręką strąciła plik zdjęć z wnęki w biurku. Zaczęła zbierać fotografie, aż w końcu natrafiła na jedną, przedstawiającą Nika, Marcela i... Jeremiego. Przerażona odwróciła fotografię "Afganistan 2006". Sapnęła zdziwiona. Wzięła do ręki kolejne fotografie i miała ochotę się rozpłakać. Jedna przedstawiała ją w Lonynie, w jej ulubionej restauracji, inne już tutaj w Los Angeles. Po chwili do ręki wzięła białą kartkę z napisem "Ona zginie. Przez Ciebie".  Przerażona chwyciła to wszystko i wybiegła z gabinetu prosto do swojego pokoju. Nie chciała wyjaśnień. Nie chciała wiedzieć dlaczego ktoś ją śledził. Dlaczego jej ojciec to wszystko zrobił. Wpakowała najpotrzebniejsze rzeczy do torby, i już po chwili była na parkingu podziemnym, i wyjeżdżała autem w stronę rezydencji Forbes. Chciała porozmawiać z Alfredem. Chciała mu to wszystko pokazać, a potem pojechać do ojca, i zapytać, dlaczego jej nie powiedział?! Był chory, i trzymał to wszystko na swojej głowie. I skąd do cholery jasnej Jeremy z Nikiem na jednym zdjęciu? Jeśli się znają, to oznacza że ojciec ją okłamywał. Że tak naprawdę w Londynie nie miała nigdy wolnej ręki.

-Tu będziesz mieszkała. Nie chciałaś być sama więc masz współlokatorów. Dwie dziewczyny i chłopaka. - powiedział ojciec gdy wchodzili do wielkiego apartamentu w samym środku Lodnynu. 
-Cześć, jestem Elena, a to mój brat - Jeremy i przyjaciółka Bonnie. 

Jeśli Elena jest siostrą Jeremiego to na pewno wie, że był jej ochroniarzem. Jedyna nadzieja w Bonnie. Wjechała na podjazd przed willą. Wbiegła po schodkach prowadzących do domu, i chciała wejść, kiedy nagle spostrzegła że są zamknięte. Zadzwoniła dzwonkiem i chwilę odczekała, zerkając w telefon, który dzwonił uż któryś raz z rzędu.
-Caroline - w drzwiach w końcu ktoś się pojawił. Spojrzała do góry i zamarła.
-Co ty tu robisz? - zapytała
-Jak dobrze że tu przyjechałaś. Już się bałem, że pojedziesz prosto do Londynu, dzwonił Nik i powiedział że już wiesz...
-Dlaczego nie jesteś w szpitalu? Przecież wczoraj byłeś w Atlancie... JEZU! - nagle zrozumiała. Nagła choroba ojca, przyjazd do Los Angeles i jej zamieszkanie z Mikaelsonem -  To TWOJA sprawka? Nie wierze. UDAWAŁEŚ CHOREGO?
-Żeby Cię chronić. Kochanie, on na Ciebie poluje!
-KTO?
-Zabójca twojej mamy. Muszę Cię ochronić! - krzyknął, a ona się przeraziła.
-Mogłeś zrobić to w inny sposób - powiedziała, wsiadając do auta i od razu ruszając w stronę lotniska. Gdy dojechała bała się tylko że nie będzie miejsc.
-Bilet, o Londynu. Last minute - powiedziała, gdy przyszła jej kolej.
-Mam jedno miejsce, w klasie turystycznej, ale jest zadziwiająco drogi bilet, wiec na last minute się nie... - nie zdążyła skończyć bo Caroline podała jej już kartę kredytową. Po odprawie siadła w samolocie, i mając jeszcze dziesięć minut wybrała numer do Diego - swojego szefa kuchni, instruując go co musi zrobić, bo jej przez trochę nie będzie. Po kilku godzinach mogła wreszcie rozprostować nogi na Londyńskiej odprawie.
-Bonnie?
-Cześć Caroline!
-Nieważne. Przyjedź sama do Grand hotelu. Same. Pod żadnym pozorem nie mów nic Jeremiemu ani Elenie. Rozumiesz?
-Ale o co...
-Przyjedź. - powiedziała, i wpakowała się do taksówki.

* * *

Gdy już weszła do swojego pokoju w hotelu, od razu złapała za telefon i napisała smsa Bonnie gdzie ma jej szukać. Po kilkunastu minutach w pomieszczeniu siedziały już we dwie.
-Ale co się stało?- zapytała, patrząc na Caroline trzymającą w ręku szklankę ze szkocką.
-Tata wymyślił sobie chorobę, bo ktoś mnie śledzi. Wyobrażasz sobie? A ja tak cholernie się bałam! Ale w tym wszystkim najlepsze jest to, że mieszkam z Mikaelsonem, bo ma mnie chronić. Wiesz że on był wojskowym?
-Nie..
-A że Jeremy był?
-Wiem.
-CO? - zdziwiła się blondynka, a po chwili do pomieszczenia wpadło rodzeństwo Gilbert.
-Caroline.. Posłuchaj. Mieliśmy Cię chronić
-Nie no, to pieprzony żart? - zapytała mając łzy w oczach. Jednym łykiem wypiła resztkę trunku
-Nie. Byłem w Afganistanie jako jeden z najmłodszych żołnierzy. Elena i ja zajeliśmy się ochroną sławnych ludzi, i gdy usłyszeliśmy o twojej sprawie... - mówił wciąż Jeremy, a blondynka usiadła z wrażenia. Jej przyjaciele.. Ukochane przez nią osoby, okłamywały ją. Wszyscy.
-Jak mogliście?
-Byłaś w niebezpieczeństwie. W pewnym momencie wszystko wymknęło się z pod kontroli.
-Nie mogę uwierzyć w to, ze mnie okłamywaliście.. Wyjdźcie stąd. Wszyscy.
-Nie możemy. Mamy Cię pilnować dopóki nie przyjedzie Nik, i nie wrócisz z nim do Stanów.
-Co proszę?

* * *

Siedziała na łóżku w sypialni w swoim starym apartamencie. To wszystko wydawało się jej być jakimś chorym snem. Czuła się jak w jakimś jebanym filmie. Nie wiedziała dokładnie co się dzieje, ale to wszystko było po prostu śmieszne. Po chwili do pokoju wszedł Nik. gdy go zobaczyła, poczuła ból w sercu. Skuliła nogi, i spojrzała w okno. Byleby tylko a niego nie zerknąć.
-Caroline.. Musisz wrócić ze mną do Ameryki. Możesz mnie nienawidzić. Ale błagam Cię, tu nie jestem w stanie Cię obronić.
-Jak mogłeś..
-Caroline.. Błagam.
-Dobrze. Ale wracam do domu. I nigdy więcej, się nie zobaczymy.
-C..co?
-Nie chcę mieć z Tobą NIC wspólnego. Rozumiesz? Nie chcę mieć w swoim życiu osoby, która potrafi tak kłamać. Prawie Ci uwierzyłam, że to wszystko jest na serio - powiedziała wstając z łóżka
-Ale ja nie kłamałem!
-NIE! To ja nie kłamałam! - wykrzyknęła po czym wyszła z mieszkania i od razu wsiadła do jego auta. Nie przejmowała się niczym. Ani podręcznym bagażem, ani pożegnaniem z "przyjaciółmi". Nie chciała ich wszystkich znać.

* * *

Stanął autem przed jej domem. Nie mógł zrozumieć, jak to wszystko mogło się tak skończyć? Całą podróż samolotem siedziała oddalona od niego o dwa miejsca, prosząc specjalnie jakąś starszą panią, czy może usiąść na jej miejscu, bo boi się wysokości i nie chce siedzieć przy oknie. Gdy weszła do jego auta, praktycznie przykleiła się do drzwi, zwiększając jak najbardziej dystans między nimi. I
teraz, gdy stanął na jej podjeździe, bez słowa wyszła z pojazdu i ruszyła do drzwi. Bez żadnego odzewu weszła do pomieszczenia i ruszyła po długich schodach do góry, w końcu znikając za zakrętem. Kiwnął głową do kilku ochroniarzy postawionych w różnych miejscach. Gdy Forbes dowiedział się o jej przyjeździe od razu podwoił ochronę, a Mikaelson od razu nakazał swoim ochroniarzom przyjechać i ją potroić. Zapukał do gabinetu staruszka.
-Dzień Dobry. Jest cała i zdrowa u siebie - powiedział zerkając na mężczyznę siedzącego na kanapie.
-Cieszę się. Jak to znosi?
-Nienawidzi nas wszystkich.

___________________________________________________________________

Się narobiło :)
Komentujcie :)

czwartek, 13 lutego 2014

10. Your love is bright as ever.



Siedziała w SWOJEJ restauracji. Nie mogła nadziwić się sobie i wszystkim swoim przyjaciołom i pracownikom, jak cudownie wyszło całe otwarcie. Brakowało jej tylko jednej osoby. Taty. Co po tym że zadzwonił z gratulacjami, a ona w zamian wysłała mu kilka zdjęć, skoro nie było osoby która by ją przytuliła i pocałowała w czoło. Spojrzała na Elenę pomagającą zamiatać podłogi jednej z kelnerek i Bonnie, która zliczała właśnie cała kasę i rozliczała kelnera. Zdziwiona rozejrzała się dookoła starając się dostrzec Mikaelsonów. Weszła do kuchni i uśmiechnęła się do siebie. Klaus, Elijah stali przy jednym ze stołów kuchennych na którym siedziała Rebbekah i polerowali szkło, co jakiś czas się śmiejąc z rozmowy.
-Nie musicie mi pomagać - powiedziała zakładając ręce na biodra, na co młodsza siostra Nika zeskoczyła ze stołu i uścisnęła mocno zdziwioną Forbes.
-Gratuluje! Jezu, jadłam przystawkę, obiad i deser. Umarłam. Jest pyszne! A te babeczki przy wejściu! Kto je piekł? - zasypała ją pochwałami
-Ja z Eleną. Zawsze lubiłyśmy to robić razem - uśmiechnęła się, na co Rebbekah spojrzała znacząco na Elijah.
-A więc Elena lubi piec. To chyba całkiem dobrze, co jeszcze się o niej dowiem?
-Bekkah... - zaczął najstarszy Mikaelson, jednak przerwało mu wejście do pomieszczenia uroczej brunetki.
-Tu jesteście! Puściłyśmy do domu wszystkie dziewczyny. I chyba będziemy zbierać się.
-Dokąd? - zdziwiła się Caroline. Z tego wszystkiego nawet nie zapytała gdzie się zatrzymały.
-Do nas - odpowiedział wcześniej nieco milczący Klaus, a Forbes spojrzała na niego zdezorientowana. - Mam wystarczająco pokoi, kochana.

* * * 

Siedziały we trzy przed telewizorem, jednak mimo tego że leciał ich ulubiony film, nie były wstanie się na nim skupić. Przed nimi leżało pięć katalogów z modą ślubną, i dwa z sukniami dla druhen.
-A ta? - zapytała Elena, widząc piękną suknię, wpadającą kolorem w róż.
-NIE! Nie ma mowy, nie ubierzesz mnie jak lalkę barbie - powiedziała czarna widząc kreację wybraną przez przyjaciółkę. Caroline mruknęła zrozpaczona. Nie miała siły siedzieć tu i oglądać sukienek. Zresztą,trwało to już ponad dwie godziny. 
-Może ta? - Elena nie dawała za wygraną pokazując kryształową suknię.
-Ładna, ale... nie to nie to. - mruknęła Bonnie po raz kolejny zanurzając nos w katalogu.
-Ta? - odezwała się Caroline, czując że ta na pewno nie spodoba się mulatce.
-Ładna - usłyszały brytyjski akcent, i wszystkie podskoczyły przerażone.
-Klaus! Chcesz nas zabić? - zapytała Elena, na co Nik spojrzał na nią przelotnie.
-Nie. Ale chciałbym się dowiedzieć czy pójdziecie w końcu spać. Już czwarta, a jutro z tego co wiem macie na dziewiątą do pracy. - mruknął, a one jęknęły. - Swoją drogą czy to Elie Saab? - Caroline spojrzała na okładkę magazynu i potwierdziła mu kiwając głową - to moja dobra znajoma. Jak potrzebujesz zjawiskowej sukni, to może ją dla Ciebie uszyć. Jest mi coś winna. - powiedział, a brunetka pisnęła z zachwytu
-NAPRAWDĘ? 
-Nie, na niby. Oczywiście że naprawdę. 

* * *

- Bardzo miło z twojej strony. - powiedziała blondynka stojąc pod swoją sypialnią. Dziewczyny już dawno były w łóżkach.
-Czy ja naprawdę odprowadziłem Cie do twojej sypialni? Co ze mnie za facet.. - mruknął, a ona zaśmiała się lekko, rozglądając się po korytarzu. Spostrzegła że wszystkie drzwi są zamknięte, więc podeszła do Mikalesona i pocałowała go długo. - Teraz na pewno Cię nie puszczę.
-Musiałbyś wyjść z pokoju zanim dziewczyny wstaną. - powiedziała czując jak chłopak zjeżdża pocałunkami na szyję.
-Mhm..

* * *

Obudził ją wrzask. Głośny, głuchy, wrzask. Spojrzała w kierunku drzwi z przerażeniem. We framudze stały obie, ubrane już przyjaciółki i piszczały podskakując wysoko. Rozejrzała się przerażona po pokoju, jednak nie zaobserwowała żadnych oznak nocnego pobytu Nika. Spojrzała zażenowana na przyjaciółki, które podbiegły i rzuciły się na łóżko blondynki. Dziewczyna dalej się nie odzywając, patrzała na nie starając się zrozumieć.
-Mogłaś nam powiedzieć! - krzyknęła Elena, przytulając ją do siebie.
-Ale co?
-No że ty, i Niklaus - dodała Bonnie klaszcząc w dłonie.
-Ale co?
-Widziałyśmy jak wychodzi z twojego pokoju koło szóstej rano - powiedziała konspiracyjnie szatynka.
-ALE ŻE CO?

* * *

Siedziały od trzydziestu minut w dość wystawnym holu domu mody Elie Saab. Gdy Klaus zadzwonił popołudniu mówiąc o umówionym spotkaniu, blondynka miała wrażenie że przyjaciółki się posikają z radości. I teraz siedziały, oglądając co jakiś czas suknie z wybiegu w katalogu Elie. Po chwili wyszła do nich kobieta, całując po kolei każdą z nich.
-Więc, która z was moje damy, jest cudowną Panną Młodą? - zapytała, a Elena pokiwała na Bonnie. - Och, mam dla Ciebie cudowną suknię. Z najnowszej kolekcji. Chodź.
Weszły do wielkiego, przeszklonego pomieszczenia. Po chwili znalazły się tam kolejne osoby, niosące wielki wieszak okryty pokrowcem. Blondynka zerknęła na Bennet która po chwili zniknęła za kotarą. Po dobrych piętnastu minutach pojawiła się przed nimi w CUDOWNEJ sukni. Wyglądała delikatnie, ale i kobieco.
-Jakie będą kolory kwiatów i ozdób?
-Beż. Ale taki ciemny, podchodzący do kawy z dużą ilością mleka - powiedziała mulatka, a kobieta zniknęła za drzwiami. Po chwili wróciła z kolejnymi dwoma pokrowcami. Po chwili ukazały się im dwie cudowne sukienki. Zdziwiona Caroline spojrzała na projektantkę.
-Ale, że to dla nas?
-No jak mniemam, będą dwie druhny - powiedziała, na co zdziwiona Panna Młoda pokiwała twierdząco głową, wzruszona. - Tak więc, kochane. Będę zaszczycona, jeśli ubierzecie te cuda na ślub, i wyślecie mi potem zdjęcia z uroczystości.

* * *

Wróciły do domu po dwudziestej trzeciej. Wszystkie trzy zmęczone, jakby przebiegły co najmniej dwa maratony z rzędu. Gdy wróciły po spotkaniu z Elie do restauracji, zobaczyły chaos. O ile kucharze radzili sobie idealnie, to kelnerzy nie wyrabiali z otwieraniem wina, zepsuł się otwieracz, a na dodatek zmywarka nie nadążała z myciem szkła do drinków i innych alkoholi. Gdy już wszystko ogarnęły, a pracownik obsługi w firmie która sprzedała jej wadliwy sprzęt, stwierdził że po prostu była źle nastawiona, ludzie zdążyli zjeść, i zadowoleni wyjść. Mimo tego, każda padła na kanapę w salonie. Caroline rozpaliła w kominku od razu zdejmując wysokie szpilki. Gdy zobaczyła bąble na stopach, pożałowała że nie zabrała do torebki balerin.
-Caroline, współczuje Ci.
-Czemu? - blondynka spojrzała na zamyśloną Elenę.
-Bo za dwa dni jedziemy. Co ty zrobisz z tym wszystkim sama?

* * * 

Usłyszał pukanie do drzwi. Szybkim ruchem schował pod blat biurka listy od oprawcy Caroline, po czym głośno wypowiedział "proszę".
-Cześć - w drzwiach ujrzał jej uśmiechniętą twarz. Serce mu się ścisnęło, czując jak jej bezpieczeństwo wymyka mu się z rąk. Mimo to, odwzajemnił uśmiech wstając.
-Dobry wieczór - położył dłonie na jej talii i skradł jej długi pocałunek. - Jak w pracy?
-W porządku. Możesz mi powiedzieć czemu Elie Saab nie chciała żadnej zapłaty za 3 kreacje z najnowszej kolekcji, której w sumie nawet jeszcze nie wypuściła na wybieg? - zapytała odsuwając się od niego i zakładając ręce pod piersi. Mężczyzna uśmiechnął się szerzej.
-No cóż, mówiłem że ma u mnie dług.
-Oj błagam Cię, Niklaus! Potrafimy za siebie zapłacić.
-Caroline Forbes. To nie jest prezent dla Ciebie, tylko dla Bonnie. - powiedział całując ją i wreszcie skutecznie zamykając. Po chwili podniósł ją i od razu skierował się do swojej sypialni. Gdy drzwi się za nim zamknęły, jej bluzka leżała w strzępach na podłodze, a on już dawno znajdywał się nad nią na łóżku. Nie zauważył w korytarzu mężczyzny stojącego w cieniu. Nie zauważył jego kpiącego uśmiechu.


_____________________________________________________

Flaki. Z podwójnym olejem.
Ale, następny będzie już okej. 
Chyba.