-Cześć kochanie - powiedziała wchodząc do jego gabinetu. Zdjęła w przejściu buty i odetchnęła z ulgą.
-Jak w pracy? - zapytał podchodząc do niej i całując na przywitanie.
Jednak on nie odpowiedział, tylko posadził ją na biurku i zaczął rozpinać jej bluzkę ciągle całując. Nagle drzwi do gabinetu się otworzyły
-Oj, przepraszam - usłyszeli głos Marcela. Oderwali się od siebie. Zdenerwowany Niklaus szepnął coś pod nosem, po czym odwrócił się w stronę ochroniarza. Wystarczyło spojrzenie, a Mikaelson odwrócił się do ukochanej i powiedział że zaraz dokończą to, co zaczęli. Zaśmiała się głośno siadając na jego fotelu. Zaczęła się kręcić w kółko, aż nagle ręką strąciła plik zdjęć z wnęki w biurku. Zaczęła zbierać fotografie, aż w końcu natrafiła na jedną, przedstawiającą Nika, Marcela i... Jeremiego. Przerażona odwróciła fotografię "Afganistan 2006". Sapnęła zdziwiona. Wzięła do ręki kolejne fotografie i miała ochotę się rozpłakać. Jedna przedstawiała ją w Lonynie, w jej ulubionej restauracji, inne już tutaj w Los Angeles. Po chwili do ręki wzięła białą kartkę z napisem "Ona zginie. Przez Ciebie". Przerażona chwyciła to wszystko i wybiegła z gabinetu prosto do swojego pokoju. Nie chciała wyjaśnień. Nie chciała wiedzieć dlaczego ktoś ją śledził. Dlaczego jej ojciec to wszystko zrobił. Wpakowała najpotrzebniejsze rzeczy do torby, i już po chwili była na parkingu podziemnym, i wyjeżdżała autem w stronę rezydencji Forbes. Chciała porozmawiać z Alfredem. Chciała mu to wszystko pokazać, a potem pojechać do ojca, i zapytać, dlaczego jej nie powiedział?! Był chory, i trzymał to wszystko na swojej głowie. I skąd do cholery jasnej Jeremy z Nikiem na jednym zdjęciu? Jeśli się znają, to oznacza że ojciec ją okłamywał. Że tak naprawdę w Londynie nie miała nigdy wolnej ręki.
-Tu będziesz mieszkała. Nie chciałaś być sama więc masz współlokatorów. Dwie dziewczyny i chłopaka. - powiedział ojciec gdy wchodzili do wielkiego apartamentu w samym środku Lodnynu.
-Cześć, jestem Elena, a to mój brat - Jeremy i przyjaciółka Bonnie.
Jeśli Elena jest siostrą Jeremiego to na pewno wie, że był jej ochroniarzem. Jedyna nadzieja w Bonnie. Wjechała na podjazd przed willą. Wbiegła po schodkach prowadzących do domu, i chciała wejść, kiedy nagle spostrzegła że są zamknięte. Zadzwoniła dzwonkiem i chwilę odczekała, zerkając w telefon, który dzwonił uż któryś raz z rzędu.
-Caroline - w drzwiach w końcu ktoś się pojawił. Spojrzała do góry i zamarła.
-Co ty tu robisz? - zapytała
-Jak dobrze że tu przyjechałaś. Już się bałem, że pojedziesz prosto do Londynu, dzwonił Nik i powiedział że już wiesz...
-Dlaczego nie jesteś w szpitalu? Przecież wczoraj byłeś w Atlancie... JEZU! - nagle zrozumiała. Nagła choroba ojca, przyjazd do Los Angeles i jej zamieszkanie z Mikaelsonem - To TWOJA sprawka? Nie wierze. UDAWAŁEŚ CHOREGO?
-Żeby Cię chronić. Kochanie, on na Ciebie poluje!
-KTO?
-Zabójca twojej mamy. Muszę Cię ochronić! - krzyknął, a ona się przeraziła.
-Mogłeś zrobić to w inny sposób - powiedziała, wsiadając do auta i od razu ruszając w stronę lotniska. Gdy dojechała bała się tylko że nie będzie miejsc.
-Bilet, o Londynu. Last minute - powiedziała, gdy przyszła jej kolej.
-Mam jedno miejsce, w klasie turystycznej, ale jest zadziwiająco drogi bilet, wiec na last minute się nie... - nie zdążyła skończyć bo Caroline podała jej już kartę kredytową. Po odprawie siadła w samolocie, i mając jeszcze dziesięć minut wybrała numer do Diego - swojego szefa kuchni, instruując go co musi zrobić, bo jej przez trochę nie będzie. Po kilku godzinach mogła wreszcie rozprostować nogi na Londyńskiej odprawie.
-Bonnie?
-Cześć Caroline!
-Nieważne. Przyjedź sama do Grand hotelu. Same. Pod żadnym pozorem nie mów nic Jeremiemu ani Elenie. Rozumiesz?
-Ale o co...
-Przyjedź. - powiedziała, i wpakowała się do taksówki.
* * *
Gdy już weszła do swojego pokoju w hotelu, od razu złapała za telefon i napisała smsa Bonnie gdzie ma jej szukać. Po kilkunastu minutach w pomieszczeniu siedziały już we dwie.
-Ale co się stało?- zapytała, patrząc na Caroline trzymającą w ręku szklankę ze szkocką.
-Tata wymyślił sobie chorobę, bo ktoś mnie śledzi. Wyobrażasz sobie? A ja tak cholernie się bałam! Ale w tym wszystkim najlepsze jest to, że mieszkam z Mikaelsonem, bo ma mnie chronić. Wiesz że on był wojskowym?
-Nie..
-A że Jeremy był?
-Wiem.
-CO? - zdziwiła się blondynka, a po chwili do pomieszczenia wpadło rodzeństwo Gilbert.
-Caroline.. Posłuchaj. Mieliśmy Cię chronić
-Nie no, to pieprzony żart? - zapytała mając łzy w oczach. Jednym łykiem wypiła resztkę trunku
-Nie. Byłem w Afganistanie jako jeden z najmłodszych żołnierzy. Elena i ja zajeliśmy się ochroną sławnych ludzi, i gdy usłyszeliśmy o twojej sprawie... - mówił wciąż Jeremy, a blondynka usiadła z wrażenia. Jej przyjaciele.. Ukochane przez nią osoby, okłamywały ją. Wszyscy.
-Jak mogliście?
-Byłaś w niebezpieczeństwie. W pewnym momencie wszystko wymknęło się z pod kontroli.
-Nie mogę uwierzyć w to, ze mnie okłamywaliście.. Wyjdźcie stąd. Wszyscy.
-Nie możemy. Mamy Cię pilnować dopóki nie przyjedzie Nik, i nie wrócisz z nim do Stanów.
-Co proszę?
* * *
Siedziała na łóżku w sypialni w swoim starym apartamencie. To wszystko wydawało się jej być jakimś chorym snem. Czuła się jak w jakimś jebanym filmie. Nie wiedziała dokładnie co się dzieje, ale to wszystko było po prostu śmieszne. Po chwili do pokoju wszedł Nik. gdy go zobaczyła, poczuła ból w sercu. Skuliła nogi, i spojrzała w okno. Byleby tylko a niego nie zerknąć.
-Caroline.. Musisz wrócić ze mną do Ameryki. Możesz mnie nienawidzić. Ale błagam Cię, tu nie jestem w stanie Cię obronić.
-Jak mogłeś..
-Caroline.. Błagam.
-Dobrze. Ale wracam do domu. I nigdy więcej, się nie zobaczymy.
-C..co?
-Nie chcę mieć z Tobą NIC wspólnego. Rozumiesz? Nie chcę mieć w swoim życiu osoby, która potrafi tak kłamać. Prawie Ci uwierzyłam, że to wszystko jest na serio - powiedziała wstając z łóżka
-Ale ja nie kłamałem!
-NIE! To ja nie kłamałam! - wykrzyknęła po czym wyszła z mieszkania i od razu wsiadła do jego auta. Nie przejmowała się niczym. Ani podręcznym bagażem, ani pożegnaniem z "przyjaciółmi". Nie chciała ich wszystkich znać.
* * *
Stanął autem przed jej domem. Nie mógł zrozumieć, jak to wszystko mogło się tak skończyć? Całą podróż samolotem siedziała oddalona od niego o dwa miejsca, prosząc specjalnie jakąś starszą panią, czy może usiąść na jej miejscu, bo boi się wysokości i nie chce siedzieć przy oknie. Gdy weszła do jego auta, praktycznie przykleiła się do drzwi, zwiększając jak najbardziej dystans między nimi. I
teraz, gdy stanął na jej podjeździe, bez słowa wyszła z pojazdu i ruszyła do drzwi. Bez żadnego odzewu weszła do pomieszczenia i ruszyła po długich schodach do góry, w końcu znikając za zakrętem. Kiwnął głową do kilku ochroniarzy postawionych w różnych miejscach. Gdy Forbes dowiedział się o jej przyjeździe od razu podwoił ochronę, a Mikaelson od razu nakazał swoim ochroniarzom przyjechać i ją potroić. Zapukał do gabinetu staruszka.
-Dzień Dobry. Jest cała i zdrowa u siebie - powiedział zerkając na mężczyznę siedzącego na kanapie.
-Cieszę się. Jak to znosi?
-Nienawidzi nas wszystkich.
___________________________________________________________________
Się narobiło :)
Komentujcie :)