(posłuchaj)
Pięć dni. Pięć dni potrzebowała by dosłownie wyjść z Siebie.
Okej. Zawaliła sprawę, zasypiając w wannie. Dostała nauczkę w postaci zimnych, brejowatych okładów i obszernych dresów które musiała nosić jeszcze co najmniej dwa dni, zanim jej naskórek dojdzie do ładu. Rozumiała nawet to, że Nik zabronił wychodzić jej z domu, chodzić bez powodu po apartamencie, i brać kąpieli gdy nie ma go w domu.
Ale do jasnej cholery, gdy mężczyzna chce dosłownie siedzieć w TWOJEJ łazience, gdy bierzesz prysznic, albo gdy chce chodzić z Tobą wszędzie tłumacząc się "kontraktem z jej ojcem" to można było oszaleć. Do południa nigdy nie było go w domu, więc miała spokój w postaci gorącej herbaty i osobnym pomieszczeniu do czytania, które osobiście uznała za prywatną bibliotekę. I tak samo jak od trzech dni, siedziała tutaj, starając skupić się na czytaniu. Jednak, czy to jej wina, że w każdej męskiej postaci,z każdej nawet najnudniejszej książki, widziała jego? Odłożyła na chwilę książkę starając się okiełznać swoje dziwne myśli. Mieszka u niego czwarty dzień. Spędzają razem nawet sporo czasu, zazwyczaj w odległości co najmniej półtora metra, ale zawsze mogą nacieszyć się swoją rozmową, taką jak na przykład wczoraj...
-Jak Ci minął dzień?- zapytał zasiadając na kanapie z dwoma miskami popcornu zrobionego przez Jonas. Spojrzała na niego z lekkim zapasem, jednak po chwili włączając w tym samym momencie film odpowiedziała siląc się na uprzejmy ton:
-Dobrze, a Tobie?
-Też dobrze - uśmiechnął się lekko w jej stronę, jednak nie widząc odzewu zapatrzył się w film.
Siedząc tak, nawet nie usłyszała że drzwi do pomieszczenia sie otwierają, a o framugę opiera się sylwetka mężczyzny.
-Cześć - wyrwana z zmyślenia przestraszyła sie nie na żarty potrącając kubrek z gorącą herbatą. W jednej sekundzie Niklaus pojawił się przy niej.
-Nic Ci nie jest? - zapytał odsuwając jej fotel od kapiącego ze stolika napoju.
-Przestraszyłeś mnie - powiedziała wstając, i kierując się do kuchni. Zabrała kawałek ręcznika papierowego po czym wróciła do biblioteki. Starła stolik a on po prostu na nią patrzył.
-Jestem brudna? - zapytała w końcu zirytowana.
-Nie. Dzwonił twój tata - powiedział a ona od razu się ożywiła.
-Coś się stało? Byłam u niego wczoraj, i mówił ze wszystko w porządku - powiedziała
-Nic mu nie jest, uspokój się - złapał ją za ramiona bo zaczęła chodzić w kółko.
-Więc, co chce?
-Powiedział że przetransportowują go do jakiegoś ośrodka, w którym będzie miał lepszą ochronę w jego przypadku. Powiedział że zadzwoni do Ciebie jak tylko go tam przewiozą.
-Ale gdzie? Jak?! Dlaczego nic mi nie powiedział? Pojechałabym z nim ! - krzyknęła podchodząc do telefonu. Wybrała jego numer, ale komórka nie odpowiadała. Wybrała numer Alfreda. Po kilku sygnałach usłyszała głos mężczyzny.
-Co z ojcem?
-Wszystko dobrze Caroline. Wyjechał do lepszej opieki. Nie chciał żebyś się martwiła. Woli żebyś zajęła się restauracją.
-Ale..
-Nie ma ale. A teraz przepraszam słońce, ale muszę kończyć - powiedział kamerdyner po czym po prostu się rozłączył.
-Chyba ich zabije - szepnęła.
* * *
-Więc, co chce?
-Powiedział że przetransportowują go do jakiegoś ośrodka, w którym będzie miał lepszą ochronę w jego przypadku. Powiedział że zadzwoni do Ciebie jak tylko go tam przewiozą.
-Ale gdzie? Jak?! Dlaczego nic mi nie powiedział? Pojechałabym z nim ! - krzyknęła podchodząc do telefonu. Wybrała jego numer, ale komórka nie odpowiadała. Wybrała numer Alfreda. Po kilku sygnałach usłyszała głos mężczyzny.
-Co z ojcem?
-Wszystko dobrze Caroline. Wyjechał do lepszej opieki. Nie chciał żebyś się martwiła. Woli żebyś zajęła się restauracją.
-Ale..
-Nie ma ale. A teraz przepraszam słońce, ale muszę kończyć - powiedział kamerdyner po czym po prostu się rozłączył.
-Chyba ich zabije - szepnęła.
* * *
Siedziała na parapecie wielkiego okna z widokiem na cały Nowy Jork. Powoli zaczęły przytłaczać ją cztery ściany w których była uwięziona. Szczególnie że jej strażnikiem okazał się jej były kochanek. Przymknęła oczy znużona. Jakiego trzeba mieć pecha, żeby przy liczbie osób na całym świecie, trafić akurat na niego? - pomyślała uderzając lekko głową o szybę. Po chwili usłyszała pukanie do drzwi.
-Proszę - powiedziała, na co klamka puściła a w pokoju pojawił się Elijah. Blondynka spojrzała na niego zdziwiona, a on tylko uśmiechnął się zawadiacko, jak to miał w swoim zwyczaju
-Porywam Cię, za chwile masz być na dole. - powiedział, po czym po prostu odwrócił się i wyszedł. Zdziwiona Forbes spojrzała na zegarek wskazujący dwudziestą trzecią. Mimo początkowych obaw, podeszła do szafy i wyciągnęła z niej na dół elastyczne legginsy, które mogła przeciągnąć przez towarzyszący cały czas jej nodze opatrunek, a na górę lekko za duży swetr który odziedziczyła jeszcze po swojej mamie. Uwielbiała go. Włosy związała w wysoki kucyk, po czym ubierając białe air maxy, wyszła z pokoju.
* * *
-Ale gdzie jedziemy? - pytała, cały czas próbując zdjąć czarną przepaskę z oczu
-Jak Ci powiem, to nie będzie niespodzianki - powiedział wciąż spokojny starszy Mikaeslon. Blondynka westchnęła głęboko.
-Jestem na pewno nieodpowiednio ubrana. Mogłeś chociaż powiedzieć że mam się jakoś ogarnąć - fuknęła obrażona, na co mężczyzna zaczął się głośno śmiać.
-Spokojnie, myślę że twój ubiór nie będzie miał dzisiaj żadnego znaczenia. W najbliższym czasie - owszem, ale teraz, na pewno nie. - uciął rozmowę, wyłączając silnik swojego Audi. Poczekała chwilę aż przejdzie na drugą stronę auta i pomoże jej wysiąść. Poczuła chłodny wiatr, i pożałowała że nie
zabrała ze sobą żadnej kurtki. Po chwili jego dłoń ją puściła, a ona spanikowała.
-Elijah? - zapytała, jednak on nic nieodpowiadająca ponownie złapał ją za dłoń. Poczuła prąd gdy dotknął jej ręki. Zmarszczyła brwi, jednak dalej szła w zaparte ciągnięta przez jego sylwetkę.
-Możesz zdjąć - usłyszała przy swoim uchu brytyjski akcent i zamarła. Opuściła opaskę, po czym oniemiała. Stała właśnie przed lokalem który wynajmowała, i który remontowała. Spojrzała na szydl nad nim " Magic Place". Niklaus chwycił jej dłoń, po czym dał jej klucze.
-Jak ty to? - zapytała oszołomiona, na co on lekko się uśmiechnął.
-Ostatnio mało mogłaś wychodzić, więc postanowiłem trochę Cię wyręczyć. Zmniejszyłem ilość spotkań. Elijah dopatrywał wszystkiego przedpołudniem, a potem ja go zmieniałem. - powiedział. Dziewczyna obejrzała się, jednak starszego Mikaelsona już nie było. - Wchodzimy?
-Ja.. jasne - odpowiedziała, po czym drżącymi rękoma sięgnęła do zamka. Gdy otworzyła drzwi, oniemiała. Niklaus w pięć dni, dokonał niemożliwego. Gdy ostatni raz tu była dopiero co pomalowali część ścian, a teraz? Stoły, meble, świeczki, kieliszki. Wszystko tak, jak chciała.
-Skąd wiedziałeś? - szepnęła, a on stanął za nią.
-Znalazłem kilka twoich projektów. Więc je wykorzystałem. Jeśli chcesz coś zmienić...
-Nie. Jest... idealnie. Dziękuję. - szepnęła dotykając jego dłoni. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że wszystko to jest prawdziwe, i podskoczyła z radości klaszcząc w dłonie.
* * *
-Proszę - powiedziała, na co klamka puściła a w pokoju pojawił się Elijah. Blondynka spojrzała na niego zdziwiona, a on tylko uśmiechnął się zawadiacko, jak to miał w swoim zwyczaju
-Porywam Cię, za chwile masz być na dole. - powiedział, po czym po prostu odwrócił się i wyszedł. Zdziwiona Forbes spojrzała na zegarek wskazujący dwudziestą trzecią. Mimo początkowych obaw, podeszła do szafy i wyciągnęła z niej na dół elastyczne legginsy, które mogła przeciągnąć przez towarzyszący cały czas jej nodze opatrunek, a na górę lekko za duży swetr który odziedziczyła jeszcze po swojej mamie. Uwielbiała go. Włosy związała w wysoki kucyk, po czym ubierając białe air maxy, wyszła z pokoju.
* * *
-Ale gdzie jedziemy? - pytała, cały czas próbując zdjąć czarną przepaskę z oczu
-Jak Ci powiem, to nie będzie niespodzianki - powiedział wciąż spokojny starszy Mikaeslon. Blondynka westchnęła głęboko.
-Jestem na pewno nieodpowiednio ubrana. Mogłeś chociaż powiedzieć że mam się jakoś ogarnąć - fuknęła obrażona, na co mężczyzna zaczął się głośno śmiać.
-Spokojnie, myślę że twój ubiór nie będzie miał dzisiaj żadnego znaczenia. W najbliższym czasie - owszem, ale teraz, na pewno nie. - uciął rozmowę, wyłączając silnik swojego Audi. Poczekała chwilę aż przejdzie na drugą stronę auta i pomoże jej wysiąść. Poczuła chłodny wiatr, i pożałowała że nie
zabrała ze sobą żadnej kurtki. Po chwili jego dłoń ją puściła, a ona spanikowała.
-Elijah? - zapytała, jednak on nic nieodpowiadająca ponownie złapał ją za dłoń. Poczuła prąd gdy dotknął jej ręki. Zmarszczyła brwi, jednak dalej szła w zaparte ciągnięta przez jego sylwetkę.
-Możesz zdjąć - usłyszała przy swoim uchu brytyjski akcent i zamarła. Opuściła opaskę, po czym oniemiała. Stała właśnie przed lokalem który wynajmowała, i który remontowała. Spojrzała na szydl nad nim " Magic Place". Niklaus chwycił jej dłoń, po czym dał jej klucze.
-Jak ty to? - zapytała oszołomiona, na co on lekko się uśmiechnął.
-Ostatnio mało mogłaś wychodzić, więc postanowiłem trochę Cię wyręczyć. Zmniejszyłem ilość spotkań. Elijah dopatrywał wszystkiego przedpołudniem, a potem ja go zmieniałem. - powiedział. Dziewczyna obejrzała się, jednak starszego Mikaelsona już nie było. - Wchodzimy?
-Ja.. jasne - odpowiedziała, po czym drżącymi rękoma sięgnęła do zamka. Gdy otworzyła drzwi, oniemiała. Niklaus w pięć dni, dokonał niemożliwego. Gdy ostatni raz tu była dopiero co pomalowali część ścian, a teraz? Stoły, meble, świeczki, kieliszki. Wszystko tak, jak chciała.
-Skąd wiedziałeś? - szepnęła, a on stanął za nią.
-Znalazłem kilka twoich projektów. Więc je wykorzystałem. Jeśli chcesz coś zmienić...
-Nie. Jest... idealnie. Dziękuję. - szepnęła dotykając jego dłoni. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że wszystko to jest prawdziwe, i podskoczyła z radości klaszcząc w dłonie.
* * *
Wrócili do domu grubo po drugiej, jednak żadne z nich nie przejmowało się późną godziną. Uśmiechnęła się do niego, siadając koło niego na kanapie, by rytualnie obejrzeć film.
-Porozmawiamy w końcu? - zapytał
-Cały czas rozmawiamy.
-Błagam Cię.
-No dobrze, co chcesz wiedzieć?
-Dlaczego płakałaś? Wtedy, w kuchni. Cały czas mnie to męczy.
-Pewnie wiesz że moja mama nie żyje. I domyśliłeś się ze dawno nie było mnie w Ameryce, co? - zapytała, a gdy on pokiwał głową twierdząco, kontynuowała - Bałam się tu wrócić. Bałam się wejść do domu. Bałam się pójść na cmentarz. I wiesz że dalej tego nie zrobiłam? Nie umiem. Nie potrafię sobie ułożyć w głowie, że jej nie ma. Minęło tyle lat, a ja wciąż sobie wmawiałam, że gdy dzwonie do domu, ona siedzi obok taty i mnie słucha. Do tej pory, słyszę jej głos.
-Rozmawiałaś z kimś o tym? - przerwał jej, ale ona pominęła jego pytanie.
-I najgorsze jest w tym wszystkim to.. że teraz jeszcze Bóg chce mi zabrać ojca. Jakbym już wystarczająco sama na tym cholernym świecie nie była. - powiedziała, na co on posłał jej współczujące spojrzenie. Mimo jej początkowych protestów, przyciągnął ja do siebie, i przytulił. Dopiero po chwili uspokoiła się, i po prostu wtuliła w niego. Tak dawno nie czuła jego zapachu z tak bliska. Podniosła lekko głowę, po czym pod wpływem impulsu sięgnęła jego ust. Zaskoczony chłopak dopiero po chwili oddał spokojny i wolny pocałunek. Gdy oderwała się od niego była bardziej przerażona niż wcześniej.
-Ja..przepraszam.. Ja nie chciałam.
-Nie?
-Znaczy.. ja.. - zaczęła, ale nie było jej dane skończyć, bo znów ją pocałował.
* * *
Obudziła się z potwornym bólem w karku. Rozejrzała się po pomieszczeniu zdając sobie sprawę, że zasnęła przed telewizorem, a za jej poduszkę robił tors Klausa. Zdziwiona podniosła się szybko, budząc przy tym chłopaka.
-Co się dzieje? - zapytał, a ona przypomniała sobie jak się całowali, a potem tulił ją do siebie przez cały wieczór.
-Nic. Nie powinieneś być w pracy? - zapytała, a on spojrzał na zegarek wskazującą za pięć dziesiątą.
-Cholera - mruknął chwytając wyciszony telefon. Po kilku sygnałach odebrała jego sekretarka.
-Andrea? Tak wiem. Nie. Odwołaj. Tak wszystko. Do zobaczenia. - zakończył połączenie, a ona sama się zdziwiła jak może być tak odmiennym człowiekiem? Raz jest czuły i kochany, a innym razem chłodny i władczy.
- O czym myslisz?
-O tobie - powiedziała, zanim ugryzła się w język. Starając się zachować twarz wstała z kanapy i ruszyła w stronę kuchni - Głodny?
* * *
Siedział w swoim gabinecie, i o ile przez jakiś czas był w stanie skupić się nad dostawą z Japonii, teraz nie był w stanie. Przed chwilą na jego domowe biurko trafił list, adresowany do rodzinnego domu Caroline. Przez chwilę myślał że to pomyłka, jednak na odwrocie zobaczył dopisek od Alfreda, mówiący że będzie przesyłał tego korespondencje do niego. Chłopak westchnął cicho, i odłożywszy swoje papiery, rozpakował list do ojca panny Forbes. Założył rękawiczki po czym zapalił sobie małą lampkę. Wyjął z brązowej koperty białą kartkę z pogróżkami. "Ona będzie następna" - brzmiał napis. Mikaelson chwycił kopertę po raz drugi i wyjął z niej zdjęcie Caroline. Tym razem zdjęcie przedstawiało ją, w oknie jego mieszkania. Upuścił ze zdziwienia zdjęcie podchodząc od razu do okna. Spojrzał w dół, mniejwięcej w stronę miejsca z którego mogła być wykonana fotografia. Był tam hotel. Dość drogi, dla przeciętnego mieszkańca. Zbyt tani, dla dobrego filantropa. Przymknął oczy, po czym usłyszał pukanie do drzwi, i szczęk zamka. Zdziwiony odwrócił się zdejmując szybko za plecami rękawiczki i wkładając je za pasek od spodni.
-Przeszkadzam? - w drzwiach stała blondynka, ubrana w krótkie spodenki, długie podkolanówki do footbolu i obcisłą bluzkę. Przęłknął ślinę, przecząco kręcąc głową. - Przyszłam dać Ci to osobiście. Chciałabym żebyś tam był - mówiła podchodząc ze złotą kopertą w dłoni. Podała mu ją, a on od razu wyjął jej zawartość.
-Caroline, nie wiem czy w za dwa tygodnie będziesz już w stanie prowadzić restauracje - powiedział patrząc na zaproszenie na oficjalne otwarcie knajpy.
-Oj błagam Cię! - żachnęła - już czuje się dobrze, a za dwa tygodnie będę zdrów jak ryba.
-No nie wiem - mruknął. Podszedł do niej bliżej i schował jej za ucho wystający kosmyk blond włosów. Jak zwykle znieruchomiała i przestała na chwile oddychać, patrząc na niego tymi łanimi oczami. Uśmiechnął się lekko pochylając się nad nią. - Chyba że mnie przekonasz.
-Panie Mikaelson. Myślę że się pan trochę zagalopowywuje. Ja tu przychodzę z białą flagą! - wykrzyknęła śmiejąc się
-Zjesz ze mną kolacje? - wypalił, a ona spojrzała na niego a potem na zegarek wskazujący piętnastą.
-Teraz? - zapytała
-Wieczorem. Zarezerwuje gdzieś stolik.
-Tylko jeśli ty stawiasz - powiedziała poważnie, a on usmiechnął się szeroko.
* * *
Od godziny stała przed szafą, marząc o tym żeby w jakiś czarodziejski sposób znalazła się tu jej ukochana sukienka, którą musiała zostawić w swoim domu. A może Elena ją jej podebrała? Pokiwała przecząco głową, po raz kolejny przeszukując swoją szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na kolację z miliarderem. Od dawna nie była na randce, o ile można tak nazwać tę kolację.
Tym bardziej, nie była od dawna na jakimkolwiek spotkaniu sam na sam z mężczyzną. Jej ostatni raz był z... nim.
-Porozmawiamy w końcu? - zapytał
-Cały czas rozmawiamy.
-Błagam Cię.
-No dobrze, co chcesz wiedzieć?
-Dlaczego płakałaś? Wtedy, w kuchni. Cały czas mnie to męczy.
-Pewnie wiesz że moja mama nie żyje. I domyśliłeś się ze dawno nie było mnie w Ameryce, co? - zapytała, a gdy on pokiwał głową twierdząco, kontynuowała - Bałam się tu wrócić. Bałam się wejść do domu. Bałam się pójść na cmentarz. I wiesz że dalej tego nie zrobiłam? Nie umiem. Nie potrafię sobie ułożyć w głowie, że jej nie ma. Minęło tyle lat, a ja wciąż sobie wmawiałam, że gdy dzwonie do domu, ona siedzi obok taty i mnie słucha. Do tej pory, słyszę jej głos.
-Rozmawiałaś z kimś o tym? - przerwał jej, ale ona pominęła jego pytanie.
-I najgorsze jest w tym wszystkim to.. że teraz jeszcze Bóg chce mi zabrać ojca. Jakbym już wystarczająco sama na tym cholernym świecie nie była. - powiedziała, na co on posłał jej współczujące spojrzenie. Mimo jej początkowych protestów, przyciągnął ja do siebie, i przytulił. Dopiero po chwili uspokoiła się, i po prostu wtuliła w niego. Tak dawno nie czuła jego zapachu z tak bliska. Podniosła lekko głowę, po czym pod wpływem impulsu sięgnęła jego ust. Zaskoczony chłopak dopiero po chwili oddał spokojny i wolny pocałunek. Gdy oderwała się od niego była bardziej przerażona niż wcześniej.
-Ja..przepraszam.. Ja nie chciałam.
-Nie?
-Znaczy.. ja.. - zaczęła, ale nie było jej dane skończyć, bo znów ją pocałował.
* * *
Obudziła się z potwornym bólem w karku. Rozejrzała się po pomieszczeniu zdając sobie sprawę, że zasnęła przed telewizorem, a za jej poduszkę robił tors Klausa. Zdziwiona podniosła się szybko, budząc przy tym chłopaka.
-Co się dzieje? - zapytał, a ona przypomniała sobie jak się całowali, a potem tulił ją do siebie przez cały wieczór.
-Nic. Nie powinieneś być w pracy? - zapytała, a on spojrzał na zegarek wskazującą za pięć dziesiątą.
-Cholera - mruknął chwytając wyciszony telefon. Po kilku sygnałach odebrała jego sekretarka.
-Andrea? Tak wiem. Nie. Odwołaj. Tak wszystko. Do zobaczenia. - zakończył połączenie, a ona sama się zdziwiła jak może być tak odmiennym człowiekiem? Raz jest czuły i kochany, a innym razem chłodny i władczy.
- O czym myslisz?
-O tobie - powiedziała, zanim ugryzła się w język. Starając się zachować twarz wstała z kanapy i ruszyła w stronę kuchni - Głodny?
* * *
Siedział w swoim gabinecie, i o ile przez jakiś czas był w stanie skupić się nad dostawą z Japonii, teraz nie był w stanie. Przed chwilą na jego domowe biurko trafił list, adresowany do rodzinnego domu Caroline. Przez chwilę myślał że to pomyłka, jednak na odwrocie zobaczył dopisek od Alfreda, mówiący że będzie przesyłał tego korespondencje do niego. Chłopak westchnął cicho, i odłożywszy swoje papiery, rozpakował list do ojca panny Forbes. Założył rękawiczki po czym zapalił sobie małą lampkę. Wyjął z brązowej koperty białą kartkę z pogróżkami. "Ona będzie następna" - brzmiał napis. Mikaelson chwycił kopertę po raz drugi i wyjął z niej zdjęcie Caroline. Tym razem zdjęcie przedstawiało ją, w oknie jego mieszkania. Upuścił ze zdziwienia zdjęcie podchodząc od razu do okna. Spojrzał w dół, mniejwięcej w stronę miejsca z którego mogła być wykonana fotografia. Był tam hotel. Dość drogi, dla przeciętnego mieszkańca. Zbyt tani, dla dobrego filantropa. Przymknął oczy, po czym usłyszał pukanie do drzwi, i szczęk zamka. Zdziwiony odwrócił się zdejmując szybko za plecami rękawiczki i wkładając je za pasek od spodni.
-Przeszkadzam? - w drzwiach stała blondynka, ubrana w krótkie spodenki, długie podkolanówki do footbolu i obcisłą bluzkę. Przęłknął ślinę, przecząco kręcąc głową. - Przyszłam dać Ci to osobiście. Chciałabym żebyś tam był - mówiła podchodząc ze złotą kopertą w dłoni. Podała mu ją, a on od razu wyjął jej zawartość.
-Caroline, nie wiem czy w za dwa tygodnie będziesz już w stanie prowadzić restauracje - powiedział patrząc na zaproszenie na oficjalne otwarcie knajpy.
-Oj błagam Cię! - żachnęła - już czuje się dobrze, a za dwa tygodnie będę zdrów jak ryba.
-No nie wiem - mruknął. Podszedł do niej bliżej i schował jej za ucho wystający kosmyk blond włosów. Jak zwykle znieruchomiała i przestała na chwile oddychać, patrząc na niego tymi łanimi oczami. Uśmiechnął się lekko pochylając się nad nią. - Chyba że mnie przekonasz.
-Panie Mikaelson. Myślę że się pan trochę zagalopowywuje. Ja tu przychodzę z białą flagą! - wykrzyknęła śmiejąc się
-Zjesz ze mną kolacje? - wypalił, a ona spojrzała na niego a potem na zegarek wskazujący piętnastą.
-Teraz? - zapytała
-Wieczorem. Zarezerwuje gdzieś stolik.
-Tylko jeśli ty stawiasz - powiedziała poważnie, a on usmiechnął się szeroko.
* * *
Od godziny stała przed szafą, marząc o tym żeby w jakiś czarodziejski sposób znalazła się tu jej ukochana sukienka, którą musiała zostawić w swoim domu. A może Elena ją jej podebrała? Pokiwała przecząco głową, po raz kolejny przeszukując swoją szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na kolację z miliarderem. Od dawna nie była na randce, o ile można tak nazwać tę kolację.
Tym bardziej, nie była od dawna na jakimkolwiek spotkaniu sam na sam z mężczyzną. Jej ostatni raz był z... nim.
W końcu, mało przekonana, wybrała małą-białą, która idealnie podkreślała jej talię. Sukienka była bez ramiączek, a od talii w dół, była rozkloszowana. Do tego, ubrała wysokie, beżowe koturny bez palców, wiązane na kostce i uśmiechnęła się do siebie w lustrze. Na ramiona ubrała biały,
kaszmirowy sweterek, po czym włożyła wiszące kolczyki. Gdy w końcu uznała że jest gotowa, wyszła z pokoju. Schodząc po schodach spodziewała się Klausa czekającego na nią u ich stóp. Ale ku jej zawodzie, mężczyzny wogóle nie było w pomieszczeniu. Podeszła do gabinetu, a jej kroki odbijały się echem po pomieszczeniu. Zapukała, po czym weszła po cichu, sztywniejąc z zachwytu. Mężczyzna stał do niej tyłem, ubrany w ciemne Jeansy, białą i obcisłą koszulę. Spojrzał na nią, słysząc jej kroki i na jej widok, lustrując ją od stóp do głowy uśmiechnął się szeroko, wyłączając telefon.
-Ślicznie wyglądasz - powiedział zakładając na siebie czarną marynarkę.
-Ty też prezentujesz się całkiem nieźle - odpowiedziała, podchodząc do niego i poprawiając mu czarny krawat.
-Nie jestem tylko pewnien czy powinnaś nosić już wysokie buty. I zdejmować opatrunek.
-Nie mam nawet śladu po oparzeniu - powiedziała, po czym bez zbędnych słów chwyciła go pod ramię i wyszła z mieszkania.
* * *
Siedzieli w uroczej knajpce. Kelnerka już do nich szła, spóźniona o kilka minut, jednak oni napawali się swoim toważystwem, nie zważając na czas.
-Pan Mikaelson - powiedziała kobieta czekając na ich zamówienie. Restauracja była z najwyższej półki, więc obsługa musiała znać nazwisko każdego zamawiającego.
-Poproszę awokado nadziewane owocami morza - powiedział nie zerkając nawet do karty. Spojrzał na blondynkę.
-A Pani, Pani Mikaelson? - zapytała ponownie kelnerka, na co Caroline o mało nie zachrztusiła się swoją śliną.
-Poprosimy dwa razy to samo - zdecydował za nią mężczyzna, uśmiechając się do niej uroczo.
-Awansowałam na Panią Mikaelson? - zapytała, na co Nik się głośno zaśmiał.
-Pasuje do Ciebie to nazwisko - powiedział, a usmiech nie schodził z jego twarzy.
-Cóż, mam nadzieje że Elijah jest wciąż wolny
* * *
Siadł na swoim ulubionym fotelu rozluźniając krawat. Kolacja była... wspaniała. Jej twarz, jej uśmiech, jej oczy. Wszyscy mężczyźni w lokalu, gdy tylko się pojawiła, jedliby jej z ręki. A ona, była tam z nim. Uśmiechnął się do siebie, słysząc w głowie jej głos "Awansowałam na Panią Mikaelson?". Gdy wypowiedziała to zdanie, w jego umyśle pojawił się obraz jej, w białej sukni. Jezu Nikalus, o czym ty myślisz?. Usłyszał szmer. Zdziwiony podniósł się z krzesła, po czym poszedł w stronę dźwięku. Światło w pokoju telewizyjnym się zapaliło, a on przez szparę w drzwiach zobaczył postać Caroline siadającą na łóżku z kocem w ręku. Wszedł bez ogródek do pomieszczenia, po czym spojrzał na nią z surowym wyrazem twarzy.
-Miałaś się położyć - powiedział, a ona podskoczyła na kanapie, łapiąc się za serce.
-JEZU. Chcesz mnie zabić?
-W tym momencie mógłbym się zastanowić. Sama powiedziałaś, że jutro musisz pojeździć po hurtowniach. A teraz siadasz tak późno przed telewizorem? - pytał, a ona z każdą sekundą czuła się bardziej jak małe dziecko.
-Nie mogłam zasnąć - mruknęła, a on złagodniał. Zabrał jej pilota z ręki, po czym chwycił ją na ręce. Pisnęła z przerażeniem łapiąc się kurczowo jego szyi. -Co ty robisz?
-Kładę Cię spać.
-Niklauuuus - przełużyła sylabę robiąc do niego maślane oczy, jednak on niewzruszony wszedł do jej pokoju kładąc ją na łóżku. Po chwili zdjął buty i położył się obok niej, przytulając.
-Dziękuję. - szepnęła wtulając się w niego.
kaszmirowy sweterek, po czym włożyła wiszące kolczyki. Gdy w końcu uznała że jest gotowa, wyszła z pokoju. Schodząc po schodach spodziewała się Klausa czekającego na nią u ich stóp. Ale ku jej zawodzie, mężczyzny wogóle nie było w pomieszczeniu. Podeszła do gabinetu, a jej kroki odbijały się echem po pomieszczeniu. Zapukała, po czym weszła po cichu, sztywniejąc z zachwytu. Mężczyzna stał do niej tyłem, ubrany w ciemne Jeansy, białą i obcisłą koszulę. Spojrzał na nią, słysząc jej kroki i na jej widok, lustrując ją od stóp do głowy uśmiechnął się szeroko, wyłączając telefon.
-Ślicznie wyglądasz - powiedział zakładając na siebie czarną marynarkę.
-Ty też prezentujesz się całkiem nieźle - odpowiedziała, podchodząc do niego i poprawiając mu czarny krawat.
-Nie jestem tylko pewnien czy powinnaś nosić już wysokie buty. I zdejmować opatrunek.
-Nie mam nawet śladu po oparzeniu - powiedziała, po czym bez zbędnych słów chwyciła go pod ramię i wyszła z mieszkania.
* * *
Siedzieli w uroczej knajpce. Kelnerka już do nich szła, spóźniona o kilka minut, jednak oni napawali się swoim toważystwem, nie zważając na czas.
-Pan Mikaelson - powiedziała kobieta czekając na ich zamówienie. Restauracja była z najwyższej półki, więc obsługa musiała znać nazwisko każdego zamawiającego.
-Poproszę awokado nadziewane owocami morza - powiedział nie zerkając nawet do karty. Spojrzał na blondynkę.
-A Pani, Pani Mikaelson? - zapytała ponownie kelnerka, na co Caroline o mało nie zachrztusiła się swoją śliną.
-Poprosimy dwa razy to samo - zdecydował za nią mężczyzna, uśmiechając się do niej uroczo.
-Awansowałam na Panią Mikaelson? - zapytała, na co Nik się głośno zaśmiał.
-Pasuje do Ciebie to nazwisko - powiedział, a usmiech nie schodził z jego twarzy.
-Cóż, mam nadzieje że Elijah jest wciąż wolny
* * *
Siadł na swoim ulubionym fotelu rozluźniając krawat. Kolacja była... wspaniała. Jej twarz, jej uśmiech, jej oczy. Wszyscy mężczyźni w lokalu, gdy tylko się pojawiła, jedliby jej z ręki. A ona, była tam z nim. Uśmiechnął się do siebie, słysząc w głowie jej głos "Awansowałam na Panią Mikaelson?". Gdy wypowiedziała to zdanie, w jego umyśle pojawił się obraz jej, w białej sukni. Jezu Nikalus, o czym ty myślisz?. Usłyszał szmer. Zdziwiony podniósł się z krzesła, po czym poszedł w stronę dźwięku. Światło w pokoju telewizyjnym się zapaliło, a on przez szparę w drzwiach zobaczył postać Caroline siadającą na łóżku z kocem w ręku. Wszedł bez ogródek do pomieszczenia, po czym spojrzał na nią z surowym wyrazem twarzy.
-Miałaś się położyć - powiedział, a ona podskoczyła na kanapie, łapiąc się za serce.
-JEZU. Chcesz mnie zabić?
-W tym momencie mógłbym się zastanowić. Sama powiedziałaś, że jutro musisz pojeździć po hurtowniach. A teraz siadasz tak późno przed telewizorem? - pytał, a ona z każdą sekundą czuła się bardziej jak małe dziecko.
-Nie mogłam zasnąć - mruknęła, a on złagodniał. Zabrał jej pilota z ręki, po czym chwycił ją na ręce. Pisnęła z przerażeniem łapiąc się kurczowo jego szyi. -Co ty robisz?
-Kładę Cię spać.
-Niklauuuus - przełużyła sylabę robiąc do niego maślane oczy, jednak on niewzruszony wszedł do jej pokoju kładąc ją na łóżku. Po chwili zdjął buty i położył się obok niej, przytulając.
-Dziękuję. - szepnęła wtulając się w niego.
_______________________________________________________________
Kochane, po pierwsze, przepraszam ze nie było mnie tak długo.
Po drugie, zapraszam was na mojego bloga : https://youcursemyname.blogspot.com : )
I po trzecie. CZY TO SIE DZEJE NAPRAWDĘ? <SIKA>
Kochane, po pierwsze, przepraszam ze nie było mnie tak długo.
Po drugie, zapraszam was na mojego bloga : https://youcursemyname.blogspot.com : )
I po trzecie. CZY TO SIE DZEJE NAPRAWDĘ? <SIKA>
(0,7 sekunda - Caroline i Klaus... jezu ty mój kochany)
JAK BOGA KOCHAM, PRZESTAŁAM WIERZYĆ W TO, ŻE TO SIĘ KIEDYKOLWIEK JESZCZE STANIE !!!
No nareszcie :D Świetny ci wyszedł ten rozdział, mam nadzieje że wkrótce pojawi się następny :) Życzę dalszej weny :) I tak. tak ja też już traciłam nadzieję że oni się pocałują :))
OdpowiedzUsuńJeeej nareszcie jesteś :*** luźniej mogłam się doczekacekac <333 a co do rozdziału to jest boski po prostu genialny :333 ją też nie mogłam uwierzyć że Klaroline się pokazują :* a potem jest też taka scena w zwiastunie jak Caroline mówi Elenie że zrobiła coś bardzo złego i to może być to jak pocałował Klausa i się w nim zakochała (takie wiesz moje marzenia przypuszczenia<3) nie mogę się doczekać na nn Xoxo
OdpowiedzUsuńRewelacja ! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, jest fantastyczne poprosu. Klaus z tego opowiadania ech..... spełnienie marzeń. Caroline - uorocza jednoczesnie silna, ale słaba.. to jest moja ulubuona para ever ! Pozdrawiam.... i jestem ciekawa ile bedziesz nam kazala czekac ?
OdpowiedzUsuńBoski rozdział. Kochany Klaus, urocza Caroline i jeszcze te listy!
OdpowiedzUsuń